Blogi polityków to marne dziennikarstwo

Ikona wpisu:: Blogi polityków to marne dziennikarstwo
1 komentarz

Kiedyś ukułem teorię, w której wyróżniłem trzy rodzaje dziennikarstwa internetowego – profesjonalne, amatorskie oraz pośrednie, określmy je jako półprofesjonalne. Część blogerów zaliczyłbym do grona półprofesjonalnych e-redaktorów, pozostałych do amatorów. Podział ten wydaje mi się całkiem klarowny. (Jak go dopracuję, podzielę się z Wami.) Do pewnego momentu… Problem pojawia się, gdy pod lupę weźmiemy blogi zakładane w celach marketingowych i blogi polityków. Biznes zostawmy na potem. Dziś skupię się na tym, co nasi parlamentarzyści oferują internautom.

Jednak zamiast zastanawiać, na ile blogi polityków są profesjonalne, zastanówmy się, czy to w ogóle dziennikarstwo… Wielu z Was za pewne powie, że nie. Dlatego zacznę od argumentów przemawiających za tym, że ta działalność ma znamiona dziennikarstwa.

Blogi polityków dostarczają informacji o tym, co dzieje się w szeregach danej partii (lub jej oponentów). Za oczywiste można uznać, że obiektywność wiadomości zamieszczanych na tego typu stronach jest znikoma – w końcu zasadniczym celem, dla jakiego są zakładane, jest zwiększenie popularności i poprawa wizerunku. Jednak stanowią one cenne źródło wiedzy, gdy drążymy określony temat. Co więcej, coraz częściej informacje medialne zaczynają istnieć właśnie na blogu jakiegoś polityka – dzięki blogom posłowie mogą docierać do szerokiego grona odbiorców, a tym samym zyskali możliwość inicjowania tematu, co przed erą web 2.0 zarezerwowane było tylko dla mediów.

Internetowe dzienniki prowadzone przez polityków stanowią dobre źródło opinii – analiza ich treści w dłuższym okresie pozwala wyrobić sobie zdanie nie tyle o programie partii, co o poglądach danego jej reprezentanta. Linie programowe ugrupowań politycznych mniej więcej znamy, ale przecież głosując dajemy pierwszeństwo jakiemuś kandydatowi (stosunek polityka do programu będzie miał tym większy wpływ na jego realizację, im większa będzie jego popularność i siła wyrażona w forsowaniu swoich rozwiązań). Analiza bloga, który zazwyczaj nie podlega ścisłej cenzurze centrali partii, pozwala wybrać kandydata reprezentującego określony nurt – w końcu w ramach jednej rodziny ideologicznej może być ich wiele :) To z kolei umożliwia wyborcy podjęcie bardziej racjonalnej decyzji. Gdzie tu dziennikarstwo? W misji… Przecież podstawowym zadaniem dziennikarza jest nie tylko obiektywnie przedstawiać rzeczywistość, ale też w pewien sposób ją komentować. Politycy, prezentując swoje poglądy, nie dość, że komentują siebie nawzajem, to dają materiał umożliwiający głębszą analizę ich stosunku do programu partii… (Zaznaczam: żeby poznać prawdziwe poglądy jakiegokolwiek bloggera – nie tylko polityka – należy prześledzić wpisy z dłuższego okresu czasu. Politycy czasem piszą nie to, co naprawdę myślą, lecz to, co ludzie chcieliby usłyszeć.)

Mimo tych argumentów, blogi polityków uważam za marne dziennikarstwo – przede wszystkim z uwagi na wspomnianą tendencyjność w prezentowaniu faktów. Mam przeczucie graniczące z pewnością (jak zwykła mawiać Zyta Gilowska), że aktywność na blogach zwiększa się wraz ze wzrostem intensywności kampanii wyborczej. To potwierdzałoby fakt, że politycy przekraczają dziennikarskie standardy, byleby zdobyć poparcie grupy, o głosy której zamierzają się ubiegać.

Politycy na założenie bloga decydują się – tak sądzę – zazwyczaj dlatego, że „wszyscy je mają”. Za pisanie biorą się bez żadnego przygotowania (nie mówię już o studiach dziennikarskich). M.in. dlatego często piszą o sprawach kompletnie nieistotnych.

Myślę, że w co najmniej kilku wypadkach politycy nie prowadzą swoich blogów sami. Nie mam na myśli korzystania z pomocy jakiegoś webmastera (to jest wręcz wskazane). Chodzi mi o to, że internauta nie może mieć 100-proc. pewności, że wpis. który czyta, jest autorstwa Jana Kowalskiego – Jan Kowalski zajęty kampanią wyborczą mógł przecież zlecić jego napisanie członkowi swojego sztabu… Taka praktyka opłaca się tylko wtedy, gdy blog ma przynieść jakieś wymierne korzyści konkretnej osobie (lub firmie) – „prywatny” bloggeer na powierzeniu opieki nad swoim „internetowym pamiętnikiem” nic by nie zyskał. Polityk może zyskać głosy… Niestety, znalezienie dowodów w tym wypadku będzie bardzo trudne – miejcie jednak świadomość, że tak może być. A wtedy o dziennikarstwie mowy być nie może.

Komentarze

Wpis o tytule „Blogi polityków to marne dziennikarstwo” został skomentowany jeden raz. Dziękuję!

  1. […] Jak wspomniałem, blogi polityków stanowią cenne, coraz popularniejsze źródło informacji dla mediów tradycyjnych. Ba, zdarza się, że nawet krótkie wpisy z mikrobloga są przywoływane w programach informacyjnych, o ile zawierają cenną lub kontrowersyjną myśl. Na blogi polityków sięgają także blogerzy-publicyści, poszukujący tematów, które mogliby opisać na swoich stronach. Są cenne także dla wyborców, którzy świadomie chcą uczestniczyć w procesach demokratycznych. Analiza treści blogów polityków w dłuższym okresie pozwala wyrobić sobie zdanie nie tyle o programie partii, co o poglądach danego jej reprezentanta (zobacz wpis o blogowaniu polityków). […]

Dodaj komentarz

Login to post a comment. If you do not have an account yet, sign up - it takes only a minute.