W ostatnim wpisie ponarzekałem nieco na siebie oraz na pogłębiającą się tabloidyzację i zbytnią komercjalizację mediów internetowych (co z resztą jest objawem zmiany potrzeb informacyjnych społeczeństwa). Dziś znowu będę narzekał – jakie to polskie, nieprawdaż? :) Ale spokojnie – z tego biadolenia wypłyną wnioski, które będą iskierką nadziei i zapowiedzią zmian w sposobie, w jaki odbieramy media.
Chciałem zwrócić Waszą uwagę na to, co na pewno zauważyliście. Na śmietnik. Serwisy internetowe konkurują między sobą m.in. ilością informacji. W efekcie wchodząc kilka razy dziennie na stronę główną wybranego portalu internetowego za każdym razem zauważycie zupełnie inne informacje. Problem w tym, że – przynajmniej mnie – większość tych informacji zupełnie nie interesuje.
W grudniu zeszłego roku poruszyłem temat konwergencji mediów. Wysunąłem wówczas dość śmiały wniosek na temat rozwoju przeglądarek internetowych jako platform do uruchamiania aplikacji (trzeci obszar konwergencji). Dziś z całą stanowczością podtrzymuję to, co powiedziałem wówczas. Zestawmy to z problemem internetu jako śmietnika…
Już dziś istnieją aplikacje, które agregują treści z wybranych przez nas serwisów i przygotowują prasówkę, którą możemy przeczytać na ekranie tabletu pijąc poranną kawę. Wszystko wskazuje na to, że trend ten poszerzy się o masowe wykorzystywanie rekomendacji naszych znajomych. Obecnie nieliczne polskie portale i wiele zagranicznych wykorzystuje protokół Open Graph, by za pośrednictwem Facebooka informować naszych znajomych, jakie treści przeczytaliśmy (o ile oczywiście wyrazimy na to zgodę). Kolejny krok jest oczywisty…
Takie aplikacje być może już też istnieją – agregujące treści z portali internetowych (np. za pośrednictwem RSS lub wykorzystując bibliotekę cURL) i proponujące nam informacje, których nie subskrybujemy, ale które cieszyły się powodzeniem u naszych znajomych. Znajomi to w końcu świetne źródło rekomendacji. (Mój trener pływania powiedział kiedyś – cytując jakiegoś autora, którego nazwiska nie pamiętam – że średnia zarobków naszych znajomych jest zbliżona do naszego wynagrodzenia. Nie wiem, ile w tym prawdy, bo nikomu do portfela nie zaglądam; jestem jednak pewien, że podobny wniosek można byłoby wyciągnąć odnoście treści.)
Naturalną konsekwencją tego trendu jest odejście od lektury informacji na stronach internetowych, co implikuje kolejne zmiany: modelów biznesowych/reklamowych i polityki wydawniczej. Myślę, że nawet jeśli ten trend nie wpłynie na zmniejszenie ilości śmieci, to na pewno ograniczy tempo wzrostu. Bowiem w ramach nowych modeli emisji reklam wydawcy będą musieli większy nacisk położyć na unikalność, bo to gwarantuje szeroką popularność w sieciach społecznościowych. Co więcej, w jakimś stopniu stracą niezależność na rzecz właściciel aplikacji.
Czy zatem przesądzone jest to, że nadchodzą czasy treści oryginalnej i wysokiej jakości? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi. Celowo też nie poruszam wątku serwisów rozrywkowych i plotkarskich.
Wielość informacji to jedno, mnie martwi bardziej jakość. Wystarczy wejść na internetowe wydanie „Wprost” żeby się przekonać jak niechlujnie prowadzona jest myśl w tych fragmentarycznych artykułach. Co do aplikacji, to rzeczywiście wydaje się ona być jakimś ratunkiem przed zalewem niepotrzebnych informacji – mi wystarcza ta z googla, wyposażona w suwak z preferowaną ilością ukazywania informacji na dany temat.